Limity na emicję CO2, czyli urzędnicy UE pachołkami Moskwy?

Wielokrotnie już pisałem, że wszelkie durnoty i debilizmy nie wymagają promocji – one same się rozprzestrzeniają i to w sposób niewyobrażalny. Dlatego też nie dziwi mnie plenienie się różnych euroekokretynizmów jak biopaliwa i limity na emisję CO2 mające rzekomo uratować Ziemię przed Cieplarnianą Zagładą.

Niestety okazuje się, że w kwestii limitów na emisję dwutlenku węgla, czy też w nowej terminologii – ditlenku węgla – niekoniecznie odbywa się to bez podlewania zaangażowania tłustą kasą z pewnego bandyckiego kraju.

Dlaczego? Popatrzmy na dwie główne konsekwencje wprowadzenia takich limitów i kto na tym najwięcej korzysta:

I konsekwencja – uzyskiwanie energii z węgla będzie droższe niż z gazu.

II konsekwencja – produkcja energii, nawozów, cementu, stali itd. przeniesie się do… Rosji (Kaliningrad), Białorusi, Ukrainy, Mołdawii (Nadniestrza).

Jednocześnie rzekomy cel wprowadzenia limitów – czyli ochrona środowiska – w żaden sposób nie zostanie osiągnięty a wręcz przeciwnie.

I konsekwencja – uzyskiwanie energii z węgla będzie droższe niż z gazu !

Okazuje się, że jeśli pomysły urzędasów UE wejdą w życie to spalanie węgla będzie obarczone koniecznością zapłaty za limity CO2 SZEŚCIOKROTNIE przewyższającą cenę samego paliwa! (węgla).

Natomiast w przypadku gazu koszt będzie stanowił tylko połowę ceny paliwa. W oczywisty sposób wypacza to normalny rachunek ekonomiczny i powoduje promowanie gazu kosztem węgla.

Dlaczego? Bo koszt praw do emisji + koszt węgla będzie większy niż koszt gazu + koszt praw do emisji .

Pytanie retoryczne kto ma w Europie węgiel a kto gaz , więc kto na tym straci a kto zyska?
Oczywiście straci Polska oraz Niemcy – natomiast zyska… Moskwa.

II konsekwencja – produkcja energii, nawozów, cementu, stali itd. przeniesie się do… Rosji (Kaliningrad), Białorusi, Ukrainy, Mołdawii (Nadniestrza).

Bo co z tego, że nasze huty, cementownie ograniczą produkcję? Przyroda nie znosi próżni, Europejczycy pomimo strzelania sobie samemu w kolana i stopy, nie zmniejszą przecież konsumpcji.
Więc cóż z tego, że nasze elektrownie wyprodukują mniej prądu i go nam zabraknie?
Przecież wtedy po prostu więcej wyprodukują – i też wyemitują CO2, nawet większe ilości! – pozostałe kraje, jak Rosja, Chiny, Indie.

Bo tylko skończony głupiec inwestowałby w takiej sytuacji w Polską energetykę.

Każdy mądry zainwestuje w Rosji (w Obwodzie Kaliningradzkim), na Białorusi, Ukrainie, Mołdawi itd. Czyli tam gdzie rosyjski kapitał jest u siebie. Wystarczy, że postawi elektrownie dosłownie metry przed granicami UE i… prześle brakujący prąd, cement, nawozy itd.

Czy od tego ubędzie emisji CO2? Czy Ziemia ostygnie?

Oczywiście, że nie! Tylko my obywatele będziemy mieli kolejne uzależnienie od… Moskali.

I o to właśnie chodzi piewcom limitów a nie o ratowanie ponoć zagrożonej gorączką Ziemi.

Chodzi im o kolejny OGRANICZANY i regulowany- przyznawanymi limitami! – rynek. Wtedy przecież powstaje nowy obszar do zasiedlenia przez urzędasów i ich rodziny, kolejne stołki do obsadzenia.

No i chyba o kasiorę z Moskwy. :(Dziwi mnie jednak brak sprzeciwu krzywdzonych firm, brak strajków pracowników tychże firm, milczenie elit nie reagujących na kolejne ograniczenia rynku oraz bierność bezczelnie okradanych obywateli.

Dlaczego w końcu nie wejdziemy do biur tych eurobiurokratów, nie wybatożymy ich i nie pogonimy precz?

Odpowiedz