Fikcyjność wyborów, czyli nieważne jak ludzie głosują, to liczący (władze) decydują kto wygra.

Oczywistością stało się to o czym do tej pory wołałem głosem na puszczy – polski system wyborczy jest CAŁKOWITĄ FIKCJĄ a wybory zwykłym teatrzykiem dla frajerów, którym wydaje się, że są – buacha cha cha – obywatelami i mają prawo wyboru, choć mają jedynie złudzenia, że mają to prawo. Ale teraz te złudzenia zostały rozwiane przez to, że przyłapano kilkanaście komisji na bezczelnych przewałach. Przy tym dobitnie okazało się, że urzędniczo-politycznym elitom absolutnie nie zależy na  zmianie tej sytuacji.

Już samo brzmienie kodeksu wyborczego, wg którego protest musi wykazać nie tylko fakt wystąpienia nieprawidłowości, ale również to, że mogły one mieć istotny wpływ na wynik wyborów pokazuje fikcyjność obywatelskiej weryfikacji wyników głosowania. Jako, że w Polsce jest ponad 30 tys. komisji to wyłapanie nieprawidłowości nawet w ich kilku tysiącach (sic!) dla Bezmiaru Niesprawiedliwości będzie „nieistotne dla wyniku”. A przecież zwykły poddany Buraczanej może w zasadzie złożyć zastrzeżenia co najwyżej do własnej komisji bo inne mu sąd uwali z automatu (co zaraz zobaczymy bo złożono 30 tys. „reklamacji” i sąd już zapowiada ich zignorowanie).
Ale fikcyjność zaczyna się wcześniej – choćby przy faktycznym braku weryfikacji podpisów poparcia. I znowuż – żaden poddany, żadna niezależna organizacja NIE MA PRAWA nawet wglądu do podpisów składanych przez pełnomocników wyborczych. A urzędasy z PKW nie są w stanie tego ogarnąć, nawet gdyby chcieli. I wiadomo jakimi przekrętami to skutkuje – wystarczy mieć dostęp do bazy danych z peselami i  setki tysięcy podpisów jest gotowych.
Kolejna sprawa to sposób powoływania członków komisji wyborczych. Jego procedura, pozwalająca powołać dosłownie każdego bez żadnych kompetencji byle został wskazany przez komitet wyborczy (wierzcie mi, że  w efekcie trafiają się tam nawet ANALFABECI!) oraz żenująco niskie wynagrodzenie, pokazuje pogardliwe podejście ustawodawcy do tej podstawowej komórki wyborczej.

Jeżeli też ktoś uważa, że do tych komisji nie zgłaszają się agenci FSB (KGB)  i w efekcie wśród 270 tys. członków w tym 64 tysięcy przewodniczących i ich zastępców nie ma rosyjskiej agentury to jest naiwniejszy od niemowlaka. A skoro w komisjach wyborczych JEST rosyjska agentura, ale NIKT z władz nie chce weryfikować ich działań to… jaki jest w ogóle sens chodzenia na wybory?

Dla mnie jest jasne, że obecne wybory prezydenckie zostały zmanipulowane przez rosjan (celowo z małej) w tym pisowskiej agentury. Czy w stopniu wystarczającym by wpłynąć na wynik Nawrockiego – tego nie wiem i się tego nie dowiemy bo elity POPISU NIE CHCĄ powtórnego przeliczenia głosów. Dlaczego nie chcą? Odpowiedzcie sobie na to sami…