Skoro idą święta, więc wiadomo – trzeba się obkupić na dwa dni, żeby mieć co jeść i czym gości poczęstować. Udałem się do sklepu i na moje nieszczęście podkusiło mnie, żeby poczytać na etykietach co też kupuję.
I cóż się okazuje? Konia z rzędem temu kto poda mi produkt spożywczy, w którym nie występuje soja!
Najpierw zaglądam w skład pasztetu drobiowego. O dziwo drobiu to tam jak na lekarstwo – głównie to zmielone… skórki drobiowe (51%) , za to jest mięso WIEPRZOWE (sic!) i – a jakże! – koncentrat białka sojowego. Jego ilości przezornie nie podano.
No dobra, myślę sobie – skoro ktoś reflektuje na pasztet, to musi się liczyć z tym, że różne zmielone świństwa tam wcisną, których żaden szanujący się zwierz – poza człowiekiem i szczurem – ruszyć by nie nawet chciał.
Odkładam to paskudztwo i idę do stoiska z wędlinami i oto wyniki rekonesansu:
Szynka wieprzowa- w składzie oczywiście „białko sojowe”.
Krakowska Sucha – w składzie oczywiście „białko sojowe”.
Szynka wołowa – jak wyżej , żywiecka itd. itd.
Brrrrrr… ! Wszędzie soja ! A czytałem, że jej ciągłe spożywanie ma bardzo negatywny wpływ na płodność mężczyzn. Czyżby spisek ?
Zrezygnowany postanawiam kupić sobie na osłodę czekoladę i…
Zgadnijcie co znalazłem w jej składzie 🙁