Przeczytałem kilka wpisów-recenzji dotyczących tego spotkania i przecieram oczy. Tylko w jednym delikatnie je skrytykowano choć zasługują one na ostrą krytykę! I taką ode mnie otrzymają dzięki czemu być może organizatorzy wezmą sobie co nieco do serca i następne będą lepsze, a może nawet dobre. Kto nie chce czytać krytyki dotyczącej tego spotkania może przeskoczyć na koniec gdzie zawarłem parę zdań polemiki z prelegentami.
I. Krytyka (kolejność przypadkowa):
Po pierwsze – poza pierwszą prezentacja było całkowicie NIE NA TEMAT. Owszem można sobie parę minut pogadać o reklamie zewnętrznej i problemach z nią związanych, ale to wszystko! Film „Sztuka Reklamy” całkowicie przestrzelony i jeszcze koszmarnie długi! To film dla twórców reklam a nie ich emitentów.
Po drugie – całkowicie zabrakło tytułowych pogaduch blogerów. Ani nie dano na to sposobności i czasu podczas pobytu w sali kinowej, ani nie zadbano o integrację przybyłych i nawiązanie przez nich dyskusji podczas przerw. A w knajpce to już się nie dało bo po pierwsze była za mała na taką ilość ludzi a po drugie łomot był taki, że nawet własnych myśli nie można było usłyszeć 🙁
Organizatorzy dali tu ciała na całego – nie zadbali o stoliki by naturalnie wymusić zawiązanie się znajomości, nie zadbali o animatorów dyskusji, nie było hostess ani wodzirejów, którzy by ludzi konsolidowali itp. W efekcie – aż żałość mnie brała – widziałem smutne panny i kawalerów snujących się po korytarzu w te i we wte ze złudną nadzieją, że ktoś się nimi zainteresuje. Nic z tego! Jakie to szczęście, że nie wybrałem się tam sam bo bym podzielał ich rozpacz nie mając do kogo gęby otworzyć 🙁
A gdy widziałem grupki blogerów wracające do swoich hoteli i słyszałem ich narzekania to
cieszyłem się, że to spotkanie było w moim mieście. Bo gdybym jechał przez całą lub pół Polski – jak niektórzy – żeby stracić bez sensu tyle czasu to naprawdę bym był wkurzony 🙁
Po trzecie – alkohol. Choć sam go nie pijam to nie mam do niego wąpów i podzielam zdanie dziadka, że to wybawienie ludzkości bo kobiety czyni łatwiejszymi i ciekawszymi a mężczyzn odważniejszymi. Sęk w tym, że „podano” go za późno żeby zdążył zadziałać. Po za tym organizatorzy wykazali się przy tym skrajną głupotą – nikt z nich nie sprawdził czy na sali nie było niepełnoletnich. Nikt.
Po czwarte – bilety i bileterki. Dlaczego identyfikatory nie były od razu także biletami?
Dlaczego w kasach zapominano dać bilety razem z identyfikatorami?
Dlaczego po przerwie bileterki z uporem lepszej sprawy nie chciały wpuszczać ludzi, którzy wyrzucili bilety bo do głowy im nie przyszło, że będą jeszcze potrzebne? Fatalnie to wyglądało 🙁
Po piąte – jaka żenua w wykonaniu niektórych blogerów wynoszących prezenty spod niezajętych krzeseł! Na koniec spotkania jeszcze wzmocniona przez niejakiego Szatana i Andrzeja Tucholskiego dosłownie żebrzących o nagrody. Zaiste nie dziwne, że wiele firm uważa, że wystarczy dać blogerom w prezencie firmowy długopis i kalendarzyk by ślinili się jak dzieci z Gambii czy Senegalu i a potem skakali na swoich blogach jak małpki do ichniej muzyki. Tu jest jednak także wina organizatorów spotkania, że tak a nie inaczej te etapy spotkania poprowadzili i sprowokowali takie zachowania.
Po szóste – błędy techniczne. Przed taką imprezą to się sprzęt sprawdza, a także ustawienia świateł. A nie, że mikrofony się zacinają czy też, że się nie da patrzeć na prelengentkę bo za nią stały reflektory święcące prosto w oczy publiczności. I jak już jest cyfrowy projektor to ustawia się także kamerę, która wyświetla na ekranie obraz mówiącego, a nie jakieś bzdety.
Poza tym mikrofonów powinno być kilka także dla „publiczności”. Powinni je mieć pomocnicy, którzy zgrabnie lataliby po sali i przekazywali osobom chcącym się wypowiedzieć. No ale w sumie – dyskusji i tak nie było 🙁
II. Polemika z prelegentami.
Do Pani z Lemon Sky
Nikt z blogerów nie zna swoich czytelników. Jeśli ktoś tak mówi to kłamie. W dyskusjach udziela się tylko promil z odwiedzających. Wątpię też by blogerom chciało się dokładnie przeglądać kto polubił ich profile, ile osób zajmuje się tym a ile tamtym, ile jest w przedziale wiekowym taki a takim itd. itp. Upss… zapewne Kominek tak robi 😉
Nie rozumiem też dlaczego na blogu miałoby nie być reklam konkurujących ze sobą firm, a właściwie dlaczego miałoby to być jakiś faux pas. Jakoś ani telewizja nie przejmuje się tym, ani gazety, ani radio ani też sklepy. Dlaczego blogerzy mieliby „takich rzeczy nie robić”?
Do walczących o reklamowe uporządkowanie miasta.
Wybaczcie, ale jak słyszę o takich porządkach to od razu mam przed oczami faszyzm/komunizm/duczyzm/maoizm/castryzm czy wrocławski Dutkiewiczyzm 🙁
Wasze pomysły są mocno nieciekawe – monopol na reklamy? To woda na młyn sitw Władzy i poszerzanie pola łapówkarstwa. Do tego ograniczanie rynku ze smutnym skutkiem dla klientów (zawsze). Także podatki od reklam… Myślicie, że ostatecznie kto płaci za takie rzeczy? My obywatele i klienci. Potem właśnie mamy, że w USA ten sam towar kosztuje 2 razy mniej niż u nas.
Ohyda reklam jest bezsprzeczna, sęk w tym, że za nimi w 99,99% przypadków i tak jest inna ohyda – architektoniczna.
O zbieraniu podpisów zapomnijcie – nie zbierzecie NIC od Internautów. Internauci nic się nie liczą nic nie znaczą – to lenie niepachnące. I tak będzie dopóty dopóki nie będzie można tego robić zdalnie przez Internet.
A nawet jak zbierzecie te podpisy to i tak w parlamencie trafią do… kosza, jak to było i z innymi inicjatywami.
Ufff.. to by było na tyle na razie. Pewnie i tak nikt nie dotarł do końca bo kto dzisiaj potrafi przeczytać więcej niż 140 znakowy wpis na twitterze?
zasadniczo zgadzam się z większością 🙂 jedyne z czym bym polemizowała to opinią o reklamach w mieście. Nie chodzi o całkowite ich wyrzucenie ale wymuszenie usunięcia pstrokacizny i tandety na rzecz czegoś co jakoś sensownie wygląda, o walkę z samowolnie naklejanymi ogłoszeniami o koncertach, dywanach i cholera wie czym jeszcze w miejscach do tego nie przeznaczonych (przystanki, budynki, drzwiczki od skrzynek elektrycznych). To powinno być karane wysokimi grzywnami dla właściciela reklam, bo to on odpowiada za to gdzie jego ogłoszenia są wieszane. Teraz nie ma możliwości aby cokolwiek z tym zrobić. No i pozostaje nieśmiertelny temat graffiti a raczej tych cholernych tagów, które pojawiają się na świeżo wyremontowanych budynkach. Jakbym mogła to bym tym bęcwałom kazała szczoteczką to szorować…. się dosłownie zirytowałam z rana 😉 PS. Co niektórzy potrafią przeczytać więcej, sporo więcej 😉
Arnoldzie, bloger nie jest telewizją ani radiem, by miał przyjmować zasady panujące w tych mediach. Nie użyłam stwierdzenia, że nie może zamieszczać reklam konkurencyjnych firm. Bo bloger może wszystko. Wyraziłam potrzebę Klientów, którzy współpracując z blogosferą mają konkretne oczekiwania.
Zamieszczanie banerów na blogach jest nieskuteczne, więc czy one będą jednej firmy, czy konkurencyjnych zasadniczo tej skuteczności nie osłabi ani nie wzmocni.
Jak wspomniałam, marki i agencje oczekują od blogerów pewnej transparentności – choćby tego, że jeśli bloger współpracuje z konkurencją, albo np. taką współpracę własnie dogaduje – jasno o tym powiedział i by Klient mógł podjąć decyzję czy chce w tym okresie współpracować z danym blogerem, czy woli ją przeprowadzić w innym okresie.
🙂 Pozdrawiam,
Marta Soja (Lemon Sky)
To jest chyba temat na szerszą dyskusję. O ile rozumiem oczekiwania reklamodawców na pewną wyłączność o tyle bardzo mnie one niepokoją z kilku powodów.
Takie wyłączności są bardzo antykonsumenckie. To się gdzieś może skończyć na takich patologiach jak te, że Mc Donalds finansuje tylko postacie z produkcji Disneya i ma tylko Coca-Colę, a KFC tylko Pepsi i tylko Dreamworks, a oleje do Fiatów to tylko jedna firm. Konkurencja z takimi syndykatami nie ma żadnej szans to zwykłe zawłaszczenie rynku. Skutki dla nas konsumentów są oczywiście opłakane – brak wyboru i koszmarna drożyzna (np. olej silnikowy, którego produkcja kosztuje 2 zł za litr, nas kosztuje… 60 zł i innego Ci nie pozwolą wlać.
Po drugie jest to oznaka pewnego przekonania, że się kupuje blogera dla siebie – i nie krytykuję tego jakoś specjalnie.
Ale być może jest to jedyne sensowne uzasadnienie dla wydawania kasy na blogach.
Arni, co do punktu drugiego – lol. W takim razie nie wiem dlaczego gęba mi się nie zamykała przez ładnych parę godzin. Może byłem na innej imprezie 😉 co więcej, rozmawiałem nawet w Barrio, któremu do mordowni bardzo daleko. Serio, da się. Jeśli ktoś się snuł z nadzieją że ktoś zagada – cóż, jego problem. Z natury jestem raczej wstydliwy jeśli chodzi o nawiązywanie kontaktów, ale kolejny raz poznałem kilka bardzo fajnych osób. Da się. Uszczęśliwianie na siłę jakimiś animatorami („ej, Wy tutaj! Teraz rozmawiajcie o serialach! Już!”), wspólnymi stolikami itp. nie ma najmniejszego sensu – jak ktoś chce, to pogada.
Punkt trzeci – fakt, właściwa konsumpcja powinna się zacząć odrobinę wcześniej, ale jakoś nie przeszkodziło mi to w „walce” do 7 rano.
Punkt piąty – a czego się spodziewałeś? Że ktoś nie weźmie czegoś za darmo?
Nie przeczę, że części blogerów „gęba się nie zamykała” i że niektórzy dyskutowali.
Tylko ilu takich było z tych prawie 300 osób?
Oj to nie do końca tak Macieju. Jeżeli mamy grupę 300 osób, to myślmy o grupie. Bo jeżeli są jednostki, którym buzie się nie zamykały – to właśnie takie osoby mogą być animatorami. A ci byli tam naprawdę potrzebni. No ale jak ktoś był zajęty pogaduchami, to mógł tego nie zauważyć 😉
Ja tam mimo wszystko mam naturę obserwatora i lubię widzieć co się dzieje. A działo się mniej więcej to, co Arek opisał. Poza grupami osób, które znały się już wcześniej, albo miały jakieś wspólne znajomości.
Aczkolwiek ten punkt piąty Arku – a co, miało się zmarnować albo wylądować w koszu na śmieci? 😉
Pewnie, że nie powinno się zmarnować.Ale mogli te z pustych krzeseł inaczej rozdać, a tak to wyszło jak „Bloger – Pazerna Baba” 🙂
Wydaje mi się, że powyższa opinia to trochę zdanie osoby, która ma wielki żal do tego, że nie zamieniła słowa z każdym blogerem z osobna. Masz rację, trochę tej integracji zabrakło, szczególnie tym, którzy nie mają silnej pozycji w tej branży 😉 Żałuję, że nie zebrałem się na odwagę, żeby z impetem wejść w grupę „wpływowych” i zagadać.
Poznałem za to ludzi, których znam dobrze dzięki mojemu blogowi. Tych, których komentarze stale pojawiają się na WL, na fanpage i baaardzo się cieszę 🙂 Poza tym, mam kolejny powód, żeby przyjechać na Blog Forum Gdańsk, tam będzie zdecydowanie więcej czasu 🙂
Co do punktu nr 5 – czy to coś złego, że weźmiesz sobie zestawik prezentów, do którego nikt się nie przyznaje? Widziałem jak po seansie, grupa porządkowa wynosiła kilkanaście (albo więcej) nagród, których nikt nie wziął. Frugo na tym ucierpiało, bo reklama nie poszła w świat! 🙂 Cała reszta, która myśli wzięła coś sobie (bo czemu nie, skoro przewidziano większą ilość freebies od liczby gości).
Więcej luzu, więcej dystansu. O gustach się nie dyskutuje, więc rozumiem Twoje niezadowolenie. Ja zgadzam się z nim w 50%. Zawsze mogło być lepiej 🙂
Pozdrawiam, Krzysiek
No może nie z każdym z osobna, ale faktycznie żal mam, że nie było sposobności poznać ludzi, wysłuchać ich czy z nimi podyskutować.
Bo na to głównie się nastawiałem.
No dobra. Może i nie było zbyt wiele okazji by pogadać z każdym, ale jakby Ci to powiedzieć być może trudno było się doliczyć, że na spotkaniu było ponad dwieście osób, czasu było mniej więcej trzy godziny. Na weselu młodzi nie obskoczą setki gości a trwa ono 9 godzin więc tak jakby o czym mowa?
Ja przyszłam sama. Nie miałam wogóle poczucia że nie mam do kogo otworzyć gęby przysłowiowej. Miałam z kim pogadać, poznałam osoby które podziwiałam z sieci, dowiedziałam się kilku przydatnych rzeczy. Ja rozumiem, że każdy przychodzi z lekko innym nastawieniem na takie imprezy ale weźmy pod uwagę fakt, iz jest to czwarta taka impreza, zainteresowanie nia dpiero wzrasta i jest jeszcze wiele rzeczy które wyjdą w rzeczonym praniu nim bedzie idealnie.
Fakt technicznie to leżało ale ja jestem typem który skupia się na pozytywnych aspketach i miast dywagoać o rażącym swietle i przerywajacym mikrofonie wolałam się skupiac na tym co mówią ludzie.
Co do alkoholu to ja uwazam, ze przyszedł we właściwym momencie ale być moze mnie nie trzeba litra żeby poczuć że jest mi miło i fajnie i po jednej buteleczce usmiechałam się szerzej i było mi przyjemniej po prostu.
Aha. Doprawdy fascynujące jest stwierdzenie, że bloger który mówi, że zna swoich czytelników kłamie. Przypominam iż to, że my czegoś nie znamy i kłamiemy nie znaczy że ma tak kazdy. Ja swoich czytelników znam, bo zaglądam na ich odnsniki, patrze kto lubi mojego fanpage i w jakich tematach sie udziela. Wybacz ale daleko mi to stoi poza „nie znaja czytelników” i „kłamią że tak jest”. Znaczy ludzi na tyle na ile dają nam się poznać. I tych którzy mi tą możliwośc dają znam całkiem dobrze jak na internetową możliwość.
To ilu masz czytelników a ilu z nich cokolwiek komentowało byś mogła zaglądnąć na ich strony czy też w ich profile na FB, youtube itd. ?
Wystarczy, że podasz odsetek.
Bo o tych co nie skomentowali ani Cię nie polubili na FB nic nie możesz wiedzieć.
Owszem mogę wiedzieć całkiem sporo. Bo cześc tych ludzi którzy nie piszą na blogu sa osobami które komentuja mi na fejsie, piszą do mnie maile, zagadują. Zakładasz, że bloger zna tylko tych co komentuja i tych co widac publicznie. A nie kazdy ma ochote coś napisać. Takie rzeczy okazuja sie m.in na spotkaniach które tak Ci się spodobało gdzie ktoś jest czytelnikiem mojego bloga ale woli być pasywnym niż aktywnym.
Ale powracanie do tego kawałka mojej przestrzeni daje mi przede wszystkim wiedze o tym, ze ludziom pasuje to tam pokazuje, ze podoba im sie swiat w który wkraczaja i ze mamy w swoim mysleniu całkiem sporo podobienstw bo jesli ktos nie jest hejterem który nie powstrzyma sie od wyrazenia swojej lotnej opinii to musiałabym zakładac, ze kazdy kto czyta mojego bloga jest masochita ze zaglada tam gdzie nic mu nie styka i sie nie podoba. A troche nie tak to fukncjonuje.
Nie zakładałabym równiez ze bloger ma przyjaciol w czytelnikach. Brak dogłebnej znajomosci osob zagladajacyhc na bloga absolutnie nie znaczy, ze nic nie wiemy o ludziach ktorzy nas czytaja.
Aha i odsetkowo liczac wesjcia fejsukowe i blogowe około 70% uzytkowników udziela sie do mnie w mniej lub bardziej widocznych dla innych literkach.
Byc moze jak masz 100 tys fanow to trudno „znać” wszystkich ale i tak mozna załozyc ze ktos do Ciebie zgalada bo mu pasuje co pokazujesz i piszesz./ Co wciaz co bystrym da wiedze o tym kto go czyta.
Ja się odnosiłem do wypowiedzi przedstawicielki reklamodawców i się z nią nie zgadzałem.
Jak sama zauważasz na koniec – mając 100 tys. odwiedzających nie da się ich znać bo nawet życia blogerowi by na to nie starczyło.
Możesz najwyżej wiedzieć ze statystyk jakiego systemu używają, jakiej rozdzielczości monitor i tyle, że odwiedzają Cię bo im coś w Twoim blogu odpowiada.
Ale nie wiesz dokładnie czy jest to 70 letni emeryt potencjalnie łasy na klej do sztucznych zębów czy 18 latka łasa na klej do okularów, nie wiesz czy 99% odwiedzających to abstynenci i reklamy alkoholu są u Ciebie totalnie przestrzelone itd.
I nikt z blogerów tego nie wie – no może poza Kominkiem bo to bardzo dobry sprzedawca, który zna sprzedawany przez siebie towar.
Znać można co najwyżej kilkudziesięciu, kilkuset itd. co przy większych blogach daje promile odwiedzających.
Sry, że nie na temat ale może to cię zainteresuje:
https://sejmometr.pl/legislacja_projekty_ustaw/1189
jak najbardziej zgadzam się z Twoimi zarzutami odnośnie organizacji – TRUE
natomiast odnośnie filmu, prezentacji LemonSky, która dotyczyła tego jak zarobić na blogu oraz odnośnie debaty, która była przecież tematem całego spotkania – nastawiłeś się na coś zupełnie innego, nie zrozumiałeś tego co tam się działo, bo Cię to specjalnie nie obchodziło i nie chciałeś być tego uczestnikiem (co wynika dla mnie z Twojej wypowiedzi)
pogaduch za mało, temat reklam widocznie nie dla tej grupy docelowej